Przemijanie łączy się ze smutkiem, ale wspomnienia wywołują też mnóstwo uśmiechu. Czegoś lub kogoś już nie ma, ale żyje w naszych wspomnieniach, co daje poczucie melancholii, ale też pocieszenie. Łatwiej dzięki temu godzimy się z naszą przemijalnością. Przeżycia i wspomnienia są też czymś indywidualnym. Są ważne dla tych, którzy w nich uczestniczą, ale nie tych, którym się o nich opowiada. Inny człowiek, inna perspektywa, a przede wszystkim brak bezpośredniego uczestnictwa eliminuje jego zaangażowanie. I na tej bazie ojciec z córką rozmawia o logice uczuć. Zasada jest prosta: im więcej dajesz, tym więcej będziesz mieć. Życie nie opiera się na działaniu matematycznym, żadne kalkulacje nie wchodzą w grę. I najważniejsze pytanie: na ile żyjemy, a na ile stajemy się jedynie obserwatorami życia?
Nieco filozoficznie na temat najprostszych zasad, które mało kto dostrzega i docenia, a które są wykładnią ludzkiej egzystencji. Forma dialogu między ojcem, a dorosłą córką jest prosta. Ojciec jest tu przewodnikiem. Opowiadając o wspólnym życiu z jej matką opowiada o czymś więcej, podkreślając jak ważne są własne pragnienia, angażowanie się, tworzenie wspomnień, a nie tylko prześlizgiwanie się i szkolenie w podglądaniu innych. Jak we wszystkim są granice, również te dotyczące naszej intymności i choć jest się blisko drugiej osoby to trzeba zachować coś dla siebie.
Ot, taka zwięzła historyjka, o rzeczach - jak dla mnie - jasnych jak słońce.
Po wcześniejszej lekturze "Belli" niestety jestem rozczarowana tą książką. Autor posiłkując się tworzeniem opowieści, stara się w czytelniku zaszczepić wyznawane przez siebie filozofie, a wręcz zademonstrować co w dziedzinie psychologi jest jedynym słusznym i poprawnym trendem. Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tej pozycji. Z jednej strony autor dysponuje lekkim piórem, kolorowym stylem pisarski, a z drugiej-stworzone przez niego postaci są po prostu święte, mądre, atrakcyjne, cudowne i idealne. To dużo odbiera radości w czytaniu, gdy główny bohater serwujący zestaw zasad, według których żyć, aby było fajnie jest kompletnie odrealniony, a co za tym idzie niewiarygodny.